CHORWACJA: Majstorska Cesta – gravelowy raj północnej Dalmacji

Majstorska Cesta – wywodzi się od niemieckiego słowa „meisterstück”, co oznacza arcydzieło.

Jak mawia wszechwiedząca Wikipedia. Majstorska cesta jest drogą krajową w Chorwacji i była pierwszym nowoczesnym węzłem drogowym południowej i północnej Chorwacji . Została otwarta 4 października 1832 roku. Majstorska cesta to droga, która łączyła Sveti Rok w Lice przez przełęcz Mali AlanObrovac w Dalmacji . Według ówczesnego nowego tranzytu, oprócz handlu, istniał również ruch pocztowy między Wiedniem, a Zadarem.

Została zbudowana w bardzo trudnych warunkach. Mówiono, że została zbudowana przez przebicie się przez lite skały. Ma całkowitą długość 41 kilometrów (według innych danych 38,15km). Swoją nazwę zawdzięcza metodzie budowy, która była zaawansowana i bardzo trudna jak na tamte warunki. Nazwa drogi wywodzi się od niemieckiego słowa „meisterstück”, co oznacza arcydzieło . Maksymalne nachylenie tej drogi w momencie budowy wynosiło do 5,5 proc., co było jak na tamte czasy tak zaawansowane, iż świadczy o tym fakt, że nachylenie to jest zgodne z nowoczesnymi przepisami dotyczącymi budowy dróg.

„Zaczynamy w miejscowości Sveti Rok” – planowanie trasy na czuja po heatmapie

LINK DO TRASY NA STRAVIEklik

Informacji na temat rowerowej Majstorskiej Cesty nie ma za wiele w internecie, tym bardziej na polskich forach, czy blogach. Trzeba na czuja zorganizować sobie trasę i pojechać na chybtrafił. Tak było w naszym przypadku. Info o Majstorskiej znalazłem przypadkiem wpisując w Google „gravel croatia” – od razu wyskoczyło pierdyliard wypożyczalni rowerowych głównie z elektrykami. Dopiero na szarym końcu znalazłem chorwacką stronę z malutką ilością informacji, ale z seniorami na elektrykach. Jedno prawilne foto wystarczyło bym zaczął planować tam wyjazd.

Cała nasza trasa miała ponad 80km i 1600m w pionie. Tak naprawdę możemy ją podzielić na trzy części. Najważniejszą – Majstorska Cesta (czerwona), Podjazd pod Obli Kuk (zółty) i traskę po hopkach na powrocie, hacząc o Jezero Ričice (niebieski), my niestety pojechaliśmy alternatywą (zielony) ze względu na małe problemy techniczne, ale o tym potem.

W tym okresie trafiliśmy na dość gorący okres w Chorwacji, temperatury wahały się między 30, a 38°C. Dnia, którego mieliśmy jechać, już o godzinie 9 było 36°C w słońcu. Zdecydowaliśmy, że idealnie będzie wystartować o 13:00, tak żeby skała zasłaniała nam słońce na podjeździe, a gdy będziemy jechać drugi podjazd, będziemy mieć znacznie słabsze słońce (nie było) i golden hour (zdecydowanie było).

Sveti Rok to malutka mieścinka na północ od Zadaru. Dosłownie kilka domków, same skały, lasy i pustkowia. Na szczęście znajduje się tam idealna baza wypadowa – Hostel Sveti Rok. Jest tam duży parking za samym hostelem, a jego właściciele nie robią problemów z pozostawieniem tam samochodu. Przy okazji w środku jest restauracja (niestety nie skosztowaliśmy tamtejszego jedzenia) i toalety, jakby ktoś miał przedwyjazdowe problemy ;).

Kierunek Majstorska Cesta!

Początkowo wyjeżdżamy bocznymi drogami ze Sveti Rok, po kilkunastu minutach zastanawiamy się czy dobrze pojechaliśmy i czy sama trasa faktycznie prowadzi na słynną chorwacką drogę. Asfalt, pustkowie, fajna ulociężarówka – totalnie nic. Cytując klasyka „zaraz się rozkręci”. Nagle wita nas asfaltowy podjazd, który zaczyna powoli niszczeć i przeradza się w gruboziarnisty, kamienisty szuter. Chyba zaczynamy wjeżdżać! Na nasze szczęście sprawdził się patent z cieniem i faktycznie, przez praktycznie całą drogę do góry jechaliśmy osłonięci przed promieniami słońca.

Cała droga do góry prowadzi całkiem znośnym i dobrej klasy szutrem. Nie jest jakoś bardzo wymagająca i jedzie się nią całkiem dobrze. Tak naprawdę weszła całkiem przyjemnie i nie było z nią większego problemu. Droga, którą podjeżdżaliśmy to również szlak, który prowadzi do innych części tamtego regionu. Przynajmniej w kilku miejscach można zmienić destynacje i zacząć jechać w innym kierunku. Podjazd prowadzi przez wiele ciasnych i ostrych zakrętów.

Pierwsza część podjazdu
Las i szuter – na razie widoków brak

Jazda pod górę ma jednak to do siebie, że im dłużej jedziesz, tym bardziej nie chcesz patrzeć na drogę, którą jedziesz, w tym przypadku w szczególności, bo wiesz co czeka Cię na górze (nagroda). Wzrok niemiłosiernie ucieka w wykres na naszych nawigacjach, upatrując ubłaganie końca podjazdu. W międzyczasie minęliśmy jeszcze kilka samochodów – tak, ruch samochodowy jest tam dopuszczony i można przejechać Majstorską swoim autkiem, czego nie polecamy, bo kamulce tańczą pod kołami niczym wujek Staszek na wiejskim weselu po kilku głębszych. Poza tym, miejscami jest sporo dziur, więc nie ma sensu męczyć auta. Niestety nie mam zdjęć, ale na samej górze znaleźliśmy kilka porzuconych samochodów, co też świadczy o tym jak ciężko się tam jedzie, najbardziej zastanawiające jest to dlaczego nikt nie ściągnął ich na dół – ku przestrodze dla innych?

Wykres się skończył… ale co jest?! Gdzie widoki? Chwilowo jedziemy po płaskim zwykłym szutrze, aż nagle, pstryknięciem palca znajdujemy się we włoskich Dolomitach. Krajobraz do złudzenia przypomina szutry otaczające Tre Cime Di Lavaredo. A co najważniejsze, zmieniła się jakość szutru – z grubego, kamienistego przerodził się w piaszczysty, szybki szuter klasy premium. Jeśli dodamy do tego widoki, otrzymujemy kumulację w postaci naturalnej doskonałości gravelowej. Zresztą, co będę mówił – zobaczcie sami!

Najlepsze dopiero przed nami

Przez chwilę sami nie możemy uwierzyć, że to miejscy jest tak majestatyczne. Na zdjęciach wyglądało super, ale to czego doświadczyliśmy na miejscu przerosło nasze oczekiwania o 300%. Zjeżdżaliśmy. Stawaliśmy. Fotka. Repeat. To miejsce zapiera dech w piersiach i sprawia, że nie chcesz stamtąd wyjeżdżać. Po prostu nie chcesz zjeżdżać, żeby widoki trwały jak najdłużej. Najgorsze, że ściga Cię czas i musisz zacząć jechać w dół.

Zjazd z Majstorskiej Cesty to najlepszy szutrowy zjazd jaki jechaliśmy. Szybki – nachylenie jest na tyle spore, że rower migiem rozpędza się do 50km/h, a sama nawierzchnia jest na tyle wymagająca, że niekiedy trzeba naprawdę uważać kładąc się w zakrętach, a samych zakrętów zdecydowanie nie brakowało. To właśnie zakręty czynią z tej drogi ewenement na szeroką skalę. Podparte wielkimi murami agrafki robią niewyobrażalne wrażenie – kończąc jedną, od razu przechodzimy w kolejną. A co najważniejsze, te zakręty nie chcą się skończyć! Samej drogi w takim stylu mamy ok. 10 km – tak, 10 km czystego „alpejskiego” zjazdu po ciasnych winklach, co najważniejsze – w pełni szutrowych!

Przechodzimy na asfalty. Żegnajcie szutry.

Majstorska odhaczona! Uśmiech z twarzy nie schodzi. Po szutrach „przeskakujemy” nad mierzącym prawie 6 km tunelem Sveti Rok i przechodzimy na dość długą, krętą, asfaltową drogę prowadzącą do krajowej drogi 54, którą pojechaliśmy w stronę miejscowości Zaton Obrovacki.

Słońce i naturalnie zmęczenie zaczęło się wdawać we znaki. Tak naprawdę na dole poczuliśmy jak wysoka jest temperatura i jak bardzo w kość daje nam słońce. Na szczęście zaraz przed wspomnianą wyżej miejscowością jest idealny pit stop na tej trasie – Restoran Anita. Miejsce do koniecznego odwiedzenia, gdy jest się na tej trasie. Gdy kiedykolwiek będziesz jechał moją trasę, musisz tam wejść z jednego ważnego powodu – to tak naprawdę jedno z dwóch miejsc (kolejnym jest sklep w Gračac lub Jezero Ričice – nie sprawdzona miejscówka) na 80 km, gdzie zjesz i napełnisz bidony. To także jedno z nielicznych miejsc, gdzie stacjonują Ratownicy Górscy – to bardzo ważne gdybyście zrobili sobie krzywdę będąc na samej górze. Wciągamy obiad i lecimy na walkę z podjazdem w morderczym słońcu.

Pojedzeni, wypoczęci – zaczynamy podjazd. Oczywiście rządni przygód pojechaliśmy inaczej niż założyliśmy i dołożyliśmy sobie strome podejście z buta przez okoliczne winiarnie… no cóż. Zdjęć z podjazdu niestety nie mam. Z dwóch powodów. Po pierwsze, roztapialiśmy się w słońcu i ostatnią rzeczą jaką chcieliśmy zrobić było pstrykanie zdjęć. Po drugie, za bardzo nie było co pokazywać – pustkowie z elektrownią i jakieś tam wysuszone tereny. A po trzecie – na tym etapie skończyła się nasza jazda… Niestety, ale złapaliśmy kapcia i nie wzięliśmy dętek. W rowerze Ani, stopniowo uciekało powietrze z tylnego koła przez malutki cierń zdobyty jeszcze na Pagu. Nie ma dętki – nie ma jazdy. Smutek. Nie mamy czym naprawić dętki, a do mety musimy skończyć górę i jeszcze pojechać płaskim do samochodu. Dramat. Jedyna opcja? Autostop. Tylko znajdź tu odpowiednio duży samochód, który zmieści 2 rowery i dwie osoby. Po ok. 40 minutach męki przejeżdża obok nasz zbawca! Jakiś miły pan – budowlaniec (wskazywały na to liczne pierdolety na pace), wcisnął nas do swojego transportera i przewiózł w rytmie bałkańskich nutek (ZOBACZ PRÓBKĘ PIOSENEK W JEGO AUCIE) do miejscowości Gračac.

Pan okazał się doskonałym kierowcą rajdowym i w mgnieniu oka przewiózł nas do wspomnianej mieścinki. Przy okazji słyszeliśmy jak z kokpitu kierowcy słychać doskonale znane wszystkim „pssstrrryyk!” otwierające puszkę piwa, a zaraz po tym – „Pivo?”. Złoty królu, dziękuję Ci za tę doskonałą propozycję, ale muszę odmówić, gdyż łatanie dętki pod wpływem 5% trunku w takich okolicznościach temperaturowych mogłoby się skończyć następnego dnia. Przyglądałem się z nostalgią terenom, których przyszło nam nie podjechać i zjechać. To wspaniałe chorwackie asfalty bez grama dziury. Idealnie płaskie, kręte i w doskonałym górskim terenie. Łezka w oku kręci się do dziś. Ale najważniejsze, że bezpiecznie dojechaliśmy do cywilizacji, gdzie w pobliskim markecie kupiliśmy chorwackie Super Glue i załataliśmy dantke.

Z perspektywy czasu stwierdzam, dobrze się w sumie stało, że nie jechaliśmy tymi bezdrożami poniżej jeziora (niebieski kolor na mapie), tylko szybko polecieliśmy po płaskim na asfaltowych drogach w kierunku naszego startu. Myślę, że kolejny raz pojechałbym tą samą drogą i nie próbowałbym innego rozwiązania. Słońce za bardzo dało popalić, więc jedyne o czym marzyliśmy to klimatyzacja w samochodzie.

Niedokończone sprawy

Majstorska Cesta zaliczona tak jak planowaliśmy, jednakże pozostał spory niedosyt, który koniecznie muszę kiedyś nadrobić i jeszcze raz pojechać tę trasę. Dopisałem ją na moją „bucket list” i mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda się ją w pełni objechać. Chorwackie szutry to najbardziej „cywilizowane” miejsca na Bałkanach, więc możesz spokojnie planować trasy w tamtym rejonie. Jest sporo sklepów w miasteczkach, nie brakuje też przejezdnych turystów chętnych pomocy (chyba, że to Polacy – oni nie chcą pomagać, albo chcą Cię rozjechać). Chorwacja to kraj, który jest mocno nieodkryty pod względem kolarskim, przede wszystkim gravelowym. Jeżdżąc tam w 2021 głowa uciekała w stronę każdej wyłapanej na horyzoncie szutrowej trasy. Jest tam tego jak na pęczkach. Trzeba niestety uważać na drogach głównych, bo tamtejsza ludność nie jest przyzwyczajona do widoku kolarzy na swoich trasach. Działają w imię zasady „jesteś przede mną, nie możesz tam być, muszę Cię od razu wyprzedzić”. W każdym razie, Chorwacja ma w sobie coś takiego, że chcesz tam wracać jak najczęściej i odkrywać nieznane. W przypadku powyższej trasy, zdecydowanie trzeba ją powtórzyć! Może w 2022?

Jedziesz z nami?!

Skomentuj Wilczewicz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Komentarz do “CHORWACJA: Majstorska Cesta – gravelowy raj północnej Dalmacji”